Życie tu wydaje się do dupy jednak jak już ma się swoje sposoby
można przywyknąć. Dziesięć lat. Mnóstwo czasu na przemyślenia, wewnętrzne
monologi i inne tego typu rzeczy.
Kiedyś byłabym aż chorobliwie gadatliwa. Ale tu nawet ze sobą
gadać nie można. Nigdy nie dadzą ci skończyć. Teraz przerwał mi głos
pielęgniarki oznajmiający, że za piętnaście minut obchód. Naturalnie miałam
zamiar to całkowicie zignorować. Jeszcze parę lat temu byłoby by to nie do
pomyślenia, ale obecnemu zarządowi placówki to wisiało, dyndało i powiewało jak
liście na wietrze (te które jeszcze utrzymywały się na jesiennej
szarudze). Dopóki ktoś się nie zabił mogliśmy robić praktycznie co nam się żywnie
podoba. Gdy dochodziło do samobójstwa przez tydzień góra dwa była ostra
dyscyplina a potem znowu mieli nas w dalekim poważaniu (jak widać powstrzymuję
się nawet od przekleństw). Mnie dodatkowo traktowano ulgowo za sprawą czerwonej
startej opaski na lewym nadgarstku, która oznaczała mniej więcej :
"zaczepiasz na własne ryzyko ". Mi taka reputacja pasowała. Większość
się mnie bała, nie odzywali się do mnie, nie zaczepiali. Samotność była moją
jedyną i najlepszą przyjaciółką. Bądźmy szczerzy - trudno o dobre towarzystwo w
psychiatryku. Nie mówiąc już o kimś równie inteligentnym jak ja. Może część
przyjeżdżając tu była geniuszami ale po kilku miesiącach kuracji zamieniali się
w warzywka z nieobecnym wzrokiem i ślinką cieknącą z ust. Nie mam tu za wesoło.
Znowu rozległo się wezwanie na obchód. Przewróciłam oczami.
Spojrzałam na swoje odbicie w szybie. Na burze ciemnych długich loków, bladą
cerę i jasnobłękitne oczy otoczone aureolą gęstych rzęs. Założyłam wolną prawą
ręką wredny i zbuntowany kosmyk za ucho gdzie jego miejsce. Zgasiłam papierosa,
którego paliłam przez okno i wyślizgnęłam się z jednej z moich skrytek - sali
chemicznej. Przestali jej używać kiedy jeden chłopak nałykał się jakiś
substancji. Niestety nie był pilnym uczniem i wziął za mało. Przez trzy tygodnie
męczył się na szpitalnym łóżku aż w końcu jego przyjaciel się nad nim zlitował
i udusił go poduszką. Dzięki dobremu znajomemu dostałam klucz do sali i mogłam
z niej korzystać do woli. Podgłośniłam muzykę w słuchawkach, zostało mi jeszcze
sześć minut Controlling Crowds. Weszłam po schodach na drugie piętro gdzie był mój
pokój. Ostatnie kilka nocy musiałam spać w izolatce ponieważ moja
współlokatorka wyskoczyła z okna więc musieli zamontować kraty by uniemożliwić
nam takie rozrywki. Rzuciłam się na łóżko przykryte śnieżnobiałą jak zawsze
pościelą. Spojrzałam w sufit. Nuda - to jedyne słowo jakie kołatało się w
wewnątrz mojego mózgu a raczej tego co z niego zostało.
Pokój przez dziesięć lat wcale się nie zmienił. Te same
śnieżnobiałe ściany, ta sama drewniana zmaltretowana przez życie podłoga . Po
przeciwległych końcach pomieszczenia stały dwa identyczne łóżka z metalowymi
ramami. Różniły się tylko tym, że na jednym leżała zmechacona, biała pościel i równie
zmechacona siedemnastolatka a drugie było puste. Były to jedyne meble w pokoju
nie licząc po jednej półce nad łóżkiem i wnęki/szafy na ubrania.
Wszystko ograniczone do minimum. Tak jak w każdym z pokoi w ATM.
Po chwili usłyszałam skrzypnięcie drzwi i do pokoju weszła
Gladiss, jedna z dyżurnych opiekunek.
- Jane? - zapytała jakby chciała sprawdzić czy to co leży na
materacu to zwłoki czy jeszcze żywa istota.
W odpowiedzi wydałam niezrozumiały jęk, ale to
usatysfakcjonowało opiekunkę która wyszła zostawiając otwarte drzwi,
ponieważ zamknięcie ich było najwyraźniej strasznie trudne. Rozważyłam próbę
wstania i ich zamknięcia z hukiem jak zawsze gdy ktoś zostawił je na oścież,
ale zgodnie z moim dobrze wyuczonym planem dnia zaraz wpadnie Jade. I nie
myliłam się.
Po kilku minutach do mojego pokoju
wparowała Thirwall trajkocząc jak najęta. Jak zawsze nie zwróciłam
uwagi na jej przybycie. Nie wiem właściwie dlaczego ciągle do mnie przychodzi.
Wątpię by chodziło o brak możności komunikacji z innymi - była aż nad kontaktowa.
Poza tym była jedną z tych bardziej normalnych jeżeli w takim miejscu istnieje
termin "norma". Miała zespół lęku pourazowego po tym jak gwałcił ją
ojciec i ADHD, choć uważam że to drugie to wymysł lekarzy. Dziewczyna miała po
prostu mnóstwo energii którą jakoś musiała zużyć a w naszej szkole było to
wyjątkowo trudne. Nic dziwnego że na jej nadgarstku połyskiwała zielona opaska.
Była z tych nielicznych prawie całkowicie nieszkodliwych jednostek w szkole.
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zapytała w końcu przerywając swój
potok słów.
Naturalnie że jej słuchałam, przelotnie ale słuchałam. Dzięki Jade
nie musiałam opuszczać tych czterech ścian by wiedzieć dokładnie co się dzieje. Była tak mała, że kiedy się nudziła wchodziła do szybów wentylacyjnych i podsłuchiwała kogo się dało. Dowiedziałam się, że ma przyjechać nowa "pomarańczowa" - czyli
stopień niżej ode mnie. Zaciekawiło mnie to bo pomarańczowych spotkałam nie
wielu, nie mówiąc już o czerwonych. W ciągu dziesięciu lat natknęłam się tylko na jedną osobę mojej kategorii, lecz to była po prostu pomyłka w kartotece.
- Wiesz miło było by gdybyś od czasu do czasu coś powiedziała. Nie
chcę cię rozczarowywać ale na tym właśnie polega rozmowa - spojrzała na mnie
zażenowana moim brakiem entuzjazmu i wigoru - że obie osoby coś mówią!
Również Jade jak i Gladiss musiała zadowolić się bliżej
nieokreślonym jęko-rykiem za odpowiedź, bo na nic więcej nie miałam
najzwyczajniej w świecie ochoty.
Dziewczyna jednak tak łatwo nie ustępowała. Siadła na wolnym łóżku
i zaczęła mnie świdrować wzrokiem. Było to jedno z naszych ulubionych wspólnych
zajęć. Taka walka na spojrzenia. Zasady były proste. Jeśli ona wygrywała
zmuszałam się do rozmowy lub wspólnego spaceru. Jako że zdarzało się to
niezwykle rzadko i laury w tej rywalizacji zgarniałam zwykle ja, przeważnie
nasze potyczki kończyły się tym że Thirwall wybiegała zirytowana z
pokoju a ja otrzymywałam święty spokój.
Dziś również było podobnie. Gdy Jade w końcu się poddała, wstała
wyraźnie zbulwersowana i wymknęła się z pokoju.
- Ciota ! - krzyknęłam za nią z nadzieją że ktoś to usłyszy i
zamknie drzwi.
Niestety nie doczekałam się tego. Wstałam bo za dziesięć minut
miał być "podwieczorek" a chciałam jeszcze wstąpić do biblioteki.
Wyszłam z pokoju i schodami zeszłam na parter i skręciłam w lewo w długi
korytarz po którego obu stronach były wejścia do pokoi takich samych jak mój.
Tak jak przewidziałam zdążyłam wypożyczyć po raz enty "Studium w
szkarłacie" i poszłam do stołówki gdzie wydawano leki. Wszyscy nazywaliśmy
to podwieczorkiem pewnie ze względu na porę dnia o której miało to miejsce.
Stanęłam na końcu kolejki i czekając aż otrzymam swój plastikowy kubeczek z
tabletkami wyglądałam przez okno.
Rozległo się chrząkniecie i zorientowałam się że nadeszła moja
kolej. Posłusznie wzięłam przechyliłam swój kubeczek i tak jak zawsze
umieściłam tabletki pod językiem. Następnie na polecenie pielęgniarki
otworzyłam usta by ta mogła zobaczyć czy połknęłam leki. Gdy nic nie zauważyła,
pochwaliła mnie co w moich uszach brzmiało jakby mówiła do małego upośledzonego
szczeniaka a nie do siedemnastoletniej dziewczyny i pozwoliła mi odejść.
Zrobiłam to najszybciej jak mogłam nie zwracając na siebie podejrzeń. Czułam
jak tabletki zaczynają się rozpuszczać, bo usta wypełnił mi gorzki smak leków.
Skręciłam na końcu korytarza i upewniwszy się że nikt mnie nie widzi, wyplułam
to świństwo na otwartą dłoń. Wepchnęłam tabletki do kieszeni dresów i ruszyłam
do swojego pokoju. Po wejściu do tak dobrze znanego mi pomieszczenia
posegregowałam leki i ukryłam w skrytce pod klapą, a
następnie ległam na łóżku.
Wzięłam z półki Ipod'a, nałożyłam słuchawki i po chwili mój umysł
wypełniały już tylko kolejne piosenki z playlisty. Z pewnością zastanawiające
jest to skąd dziewczyna bez rodziny ma tyle cennych rzeczy. Minęło trochę czasu
za nim zorientowałam się ile korzyści płynie z handlu lekami. Potrzebowałam
jednak kilku lat by nauczyć się wykorzystywać swoje ciało by dostawać co chcę.
Okazało się to banalnie proste. Może gdybym nie byłam jedyną dziewczyną
akceptującą swoją fizyczność, nie głodzącą się i lubiącą role dziwki. Nie wiem
skąd się to ostatnie wzięło. Z pewnością znalazłoby się na to jakieś
psychologiczne wyjaśnienie, ale była to ostatnia rzecz jakiej mi było potrzeba.
Przewróciłam się na plecy.
Po dziesięciu minutach coś jednak zakłóciło mój spokój i nie była
to żadna pielęgniarka czy nauczyciel albo nawet szczebiocząca Jade. Zaczynało
się w żołądku. Dziwne ssanie wewnątrz brzucha, powoli wędrowało w górę
przełyku. Poczułam swój przyspieszony puls. Drżenie mięśni. I to ostatnie.
Rozpaloną skórę. Dobrze wiedziałam, że to nie była reakcja mojego układu
immunologicznego na drobnoustroje chorobowe. To był inny rodzaj gorączki. I
wiedziałam że jeśli coś z tym nie zrobię ona spali mnie żywcem.
Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Włożyłam odtwarzacz muzyki do
kieszeni i ruszyłam korytarzami. Dobrze wiedziałam gdzie idę. Nie zatrzymałam
się przy damskich łazienkach mimo że kilka minut temu padł komunikat że za pół
godziny cisza nocna. Nie obchodziło mnie to. Byłam głodna i ruszyłam na łowy.
Teraz liczyła się tylko zwierzyna. Stanęłam przed linią na dywanie oddzielającymi
skrzydło żeńskie od męskiego. Ruszyłam przed
siebie mijając po bokach białe drzwi z wypisanymi numerkami pokoi oraz z
imionami zakwaterowanych. Nie miało to jednak dla mnie większego znaczenia. Nigdy nie miało. Na nikim mi nie zależało. Dla mnie nie mieli imion. Weszłam
do losowego pokoju zamykając za sobą drzwi.
Światło było zgaszone i jedynie wąski strumień spod drzwi
oświetlał wnętrze. Wystarczyło to jednak abym zauważyła że w pokoju jest tylko
jedna osoba oprócz mnie. Drugi współlokator musiał najwyraźniej pójść się myć
co wywnioskowałam z nienaruszonej pościeli na wolnym łóżku i zabranej piżamy,
która na każdym posłaniu musi leżeć na pościeli. Teraz oba łóżka były już
puste. Chłopak wstał ze swojego i podszedł do mnie. W nikłym świetle widziałam
że się uśmiecha. Znaczyło to że wiedział dlaczego tu jestem, nie były to moje
pierwsze odwiedziny w jego pokoju. Czułam jak żar palący moją skórę osiąga
poziom krytyczny. Jak głód odbiera mi zmysły. Zmusiłam się do uwodzicielskiego
uśmiechu kiedy rozpiął jeansy.
Myślę, że to co było dalej nie muszę opisywać. Nie było to nic
nadzwyczajnego mimo jego krzyków, że jestem najlepsza. Zawsze tak krzyczeli.
Nawet gdy był to tak bardzo zwykły i nudny seks jak ten. Jednak mi to
wystarczyło. Założyłam ubranie i zostawiając dyszącego chłopaka na łóżku
wymknęłam się z pokoju. W drzwiach minęłam się z jego współlokatorem, który
rzeczywiście wracał spod prysznica. Miał mokre włosy i chował coś za
plecami.Korzystając z jego dezorientacje przejechałam pieszczotliwie dłonią po
jego torsie, stanęłam na palcach i pocałowałam go. Zbiło go to z tropu na tyle
że zdążyłam wyrwać mu z rąk flaszkę, którą ukrywał za sobą. Zacisnęłam mocną
dłonie na butelce i pobiegłam przed siebie.
- Dziwka ! - krzyknął za mną. Wolną ręką pokazałam mu środkowy
palec. Nie przejmowałam się tym co mówią o mnie inni. Tyle, że tu wszyscy
byliśmy tacy sami. Nie było różnicy pomiędzy mną zaliczająca wszystkich facetów
(i nie tylko) w szkole a tymi co dają sobie w żyłę czy się tną. Wszyscy w ATM
jesteśmy zwykłymi szmatami a to jak się zeszmacamy to prywatna sprawa każdego z
nas.
Zwolniłam biegu i ruszyłam równym krokiem boso po posadzce. Ale
nie szłam do siebie. Nie mogłam. Było tylko jedne miejsce gdzie mogłam walczyć
ze swoją przewlekłą bezsennością na którą nie pomagały żadne prochy. Sama długo
szukałam lekarstwa na własną rękę bo gdy udało mi się wyjść z otępienia jakie
mi zafundowali po przybyciu do ATM postanowiłam że żadna tabletka jaką mi dadzą
nie przejdzie mi przez gardło. Ciężko było mi bez możliwości ucieczki w świat
sennych marzeń. Noce spędzane na gapieniu się w sufit, czy malowaniu po
ścianach nie ułatwiały mi walki z samą sobą i moją wewnętrzną dziwką. Choć bez
tego nigdy nie znalazłabym lekarstwa.
To było takiego samego wieczora jak dziś. Też szukałam kogoś do
zaliczenia. Też weszłam do Jego pokoju. Tylko że On nie chciał. Nigdy żaden mi
nie odmówił oprócz Niego. Nigdy w życiu nie byłam tak skołowana. Wiedziałam że
muszę iść, bo On mnie nie zaspokoi ale nie chciałam. Zostałam z Nim, bo mnie
poprosił. Poprosił żebym się koło niego położyłam. Jakbyśmy byli równi. I
pierwszy raz spędziłam noc w Jego ramionach. Zrozumiał mnie. Pierwszy raz od
wielu dni spałam. I śniłam. Nie zrozumiałam tego nigdy.
Gdy teraz weszłam do jego pokoju i wsunęłam się do jego łóżka
gdzie otoczył mnie ramieniem nadal zadawałam sobie to samo pytanie. Dlaczego
On? Zawsze do niego przychodziłam, kiedy już nic nie pomagało w ucieczce. Ani
narkotyki, ani alkohol nie uwalniały mnie tak jak On. Kiedy zaczął nucić i
głaskać mnie po włosach poczułam jak obejmują mnie ramiona Morfeusza. Na chwilę
przed tym jak odpłynęłam w sen zrozumiałam dlaczego On. Tylko On widział jak
płaczę. Tamtej nocy, gdy pierwszy raz spojrzałam w jego oczy moje własne były
pełne łez. Pierwszy raz w moim życiu nie wiedziałam co się działo z moim
ciałem. A On podszedł i starł mi je z policzka, założył włosy za ucho i
powiedział : To będzie nasz sekret.
Mocnej wtuliłam się jego ramię i pozwoliłam sobie odpłynąć w świat
sennych marzeń kołysana Jego głosem.
Nie dane było mi jednak długo ukrywać się za zasłoną snu i jak
zwykle obudził mnie pierwszy promień słońca, który prześlizgnąwszy się pomiędzy
roletami w oknie łaskotał mój policzek przyjemnym ciepłem.
Uwielbiałam ten moment. Kiedy budziłam się otulona
Jego ramieniem. Mogłam się wpatrywać godzinami w jego śpiącą twarz leżąc na
jego unoszącym się i opadającym torsie. Wpatrywałam się w każdy detal jego
twarzy jakbym miała widzieć go po raz ostatni, jakby od tego co zapamiętam
miało zależeć moje życie. Studiowałam kształt jego podbródka, ust. Mój wzrok
przesuwał się po Jego wyraźnie zaznaczonych kościach policzkowych - wydawały
się tak ostre, że z pewnością wymierzając Mu siarczysty policzek nie obyłoby
się bez pokaleczenia sobie rąk. Ostatecznie kończyłam na jego złotych włosach
przypominających mi lwią grzywę, której tak bardzo pragnęłam dotknąć, ale bałam
się co by się stało gdybym przypadkiem obudziłam lwa. Pozwalałam sobie jedynie
na obrysowywanie opuszkami palców tatuaży na jego skórze. A było to dość
absorbujące zajęcie ze względu na ich ilość.
Przestałam kreślić łuk na Jego przedramieniu i spojrzałam Mu w oczy. Jego złoto-błękitne oczy. On też na mnie patrzył. Natychmiast zamarłam z dłonią nad Jego skórą. Byłam przerażona, że mogłam Go obudzić.
Przestałam kreślić łuk na Jego przedramieniu i spojrzałam Mu w oczy. Jego złoto-błękitne oczy. On też na mnie patrzył. Natychmiast zamarłam z dłonią nad Jego skórą. Byłam przerażona, że mogłam Go obudzić.
- Nie obudziłaś mnie - powiedział jakby czytał mi w myślach. Było
to bardzo prawdopodobne i z każdą chwilą z Nim spędzoną tylko utwierdzałam się
w tym przekonaniu. Lubiłam myśleć że trafił do ATM właśnie z tego powodu.
- To dobrze - odpowiedziałam posyłając mu uśmiech. Ten specjalny
zarezerwowany tylko dla Niego uśmiech. Odwzajemnił go. - Wyspałeś się ?
- Jak zawsze. A ty ?
- Chyba tak.
Uwielbiałam z Nim spędzać czas między innymi dlatego, że w
przeciwieństwie do innych, Jemu moje ograniczone i często lakoniczne odpowiedzi
wydawały się wystarczać.
Wysunęłam się z Jego ramion i ruszyłam do drzwi. Zawahałam się w
progu.
- Zobacz co przemyciła ta ciota z 134 - powiedziałam rzucając mu
flaszkę, którą zdobyłam w nocy. Uśmiechnął się a ja nacisnęłam klamkę.- Wrócę -
powiedziałam bardziej jakbym pytała o pozwolenie.
Bo rzeczywiście tak było. Nie mogłam przywyknąć do tego, że
przychodziłam do Niego i mnie nie wyganiał. Czekałam, aż któregoś razu da mi w
twarz albo przywiąże do łóżka i zerżnie - nie był by pierwszym i z pewnością
nie ostatnim, który by mi to zrobił. Byłam przecież tylko zwariowaną kurwą.
Starając się nie myśleć o tym poszłam do męskich łazienek na końcu
korytarzu. Jak zwykle o piątej rano nie było w niej żywego ducha. Ściągnęłam z
siebie ubrania i spojrzałam w lustro nad umywalkami. Przeczesałam włosy.
Wyglądałam naprawdę dobrze. Większość siniaków na żebrach już się
wchłonęła. Odwróciłam się tyłem.
- Kurwa. - burknęłam na widok czterech długich zadrapań na
łopatce. Musiał mi je wczoraj zrobić ten chłopak jak się z nim pierdoliłam.
Sprawdziłam czy nie mam więcej zadrapań i odetchnęłam z ulgą bo
nie znalazłam ani jednego. Weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę. Użyczyłam
sobie jednego z szamponów, który stał na śliskiej od mydła półce. Nie
przeszkadzały mi męskie perfumy, które były w żelu. Bardziej mi się podobały
niż przesłodzone kosmetyki dziewczyn ze szkoły. Nie mogłam się jednak nacieszyć
w pełni nawet czymś tak przyziemnym jak prysznic - ktoś wszedł do łazienki.
Kto, kurwa normalny wchodzi idzie się kąpać o godzinie piątej nad
ranem ?! Ah, no tak - na śmierć zapomniałam - to ATM, tu nie ma normalnych.
Zakręciłam wodę i wyszłam zobaczyć kto nie może spać. Odsunęłam
zasłonę i stanęłam oko w oko z ostatnią osobą, której mogłabym się spodziewać.
Moje zaskoczenie było jednak niczym w porównaniu do przerażenia na twarzy
mojego niespodziewanego gościa.
- Brooks ! - wyrwało mi się. - Co ty do cholery tu robisz ?!
Nie odpowiedział. Stał jak wryty i gapił się na mnie.
- Nigdy nie widziałeś gołej dziewczyny ?! - znowu cisza. - Kurwa!
Co za dom wariatów !
Wybiegłam z łazienki po drodze wyrywając ręcznik Brooks'owi, który
stał dalej jak słup soli. Obwiązałam się nim i pognałam pustymi korytarzami do
swojego pokoju. Woda z mokrych włosów spływała mi po plecach. Wpadłam do pokoju
i otworzyłam szafę. Chwilę w niej grzebałam aż w końcu znalazłam to czego
szukałam. Założyłam czarny koronkowy stanik i figi do kompletu. Wciągnęłam
czarne dresy i obcisły biały wydekoltowany top. Wsunęłam stopy w air-maxy. Zrobiłam sobie kreski na powiekach i przejechałam usta krwisto-czerwoną
szminką. Lubił mnie taką. Kucnęłam przy łóżku i wyciągnęłam ze swoje skrytki
paczkę prezerwatyw. Upchnęłam je wraz zapalniczką i papierosami w biustonoszu.
Użyłam swoich ulubionych jaśminowych perfum, odrzuciłam mokre włosy do tyłu i
wyszłam z pokoju.
Już dziś miała przyjechać ta pomarańczowa. Zapewne będzie zadawać
miliardy pytań - jak każdy kto tu przybywa. Z tego co dowiedziałyśmy się z
Jade, podsłuchując rozmowy Adelaide w recepcji nowa miała przyjechać koło
czwartej po południu. To dużo czasu. Zdążę się uspokoić w pracowni chemicznej.
Uspokoić się - tylko po czym? Czym się denerwowałam? Tym, że Luke widział moje
cycki? Nie pierwszy raz. Nową
współlokatorką? Czemu miałabym się nią przejmować? Wiele dziewczyn przewinęło
się przez mój pokój. Przychodziły i odchodziły. Więc czemu wypaliłam już pół
paczki papierosów? Czemu? Czułam, że tym razem będzie inaczej.
- Jest i moja pilna uczennica - usłyszałam jego głęboki pomruk
przy uchu. Poczułam jak pod jego wpływem nogi zamieniają mi się w watę. Objął
mnie tali, przyciągając do siebie. Upuściłam papierosa. Poczułam jak krew
zaczyna we mnie wrzeć.
- Panie profesorze, chyba nie do końca zrozumiałam ostatnią lekcję
- wyszeptałam, gdy zdjął moją bluzkę.- Chemia jest dla mnie taka niejasna!
- Chyba będziemy musieli zacząć wszystko od początku – wymruczał
mi do ucha, pieszcząc moje ciało dłońmi.
- Krok po kroku – szepnęłam rozpinając guziki jego koszuli.- Całe
szczęście jest pan moim ulubionym nauczycielem…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Także ten. Ja jestem do współautorką z zadupia. Chwilowo jestem w mieście więc wrzucam rozdział. Z góry przepraszam jeśli są błędy, sprawdzałam rozdział milion razy bo nic innego nie mogłam robić z braku internetu, zasięgu czy cywilizacji. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba i że warto było na niego czekać.
Dziękujemy za komentarze! :)
Sociopathiq
japierdole o.o wowww ......boskie i tak kocham brooksa <3 czekam na nextaaa
OdpowiedzUsuńKocham <3
OdpowiedzUsuńświetny :)
OdpowiedzUsuńsuper czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńBłagam dodaj 3 jak najszybciej ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńCzekam na next ;)
OdpowiedzUsuń