czwartek, 21 sierpnia 2014

2 ~ Jane

Życie tu wydaje się do dupy jednak jak już ma się swoje sposoby można przywyknąć. Dziesięć lat. Mnóstwo czasu na przemyślenia, wewnętrzne monologi i inne tego typu rzeczy.
Kiedyś byłabym aż chorobliwie gadatliwa. Ale tu nawet ze sobą gadać nie można. Nigdy nie dadzą ci skończyć. Teraz przerwał mi głos pielęgniarki oznajmiający, że za piętnaście minut obchód. Naturalnie miałam zamiar to całkowicie zignorować. Jeszcze parę lat temu byłoby by to nie do pomyślenia, ale obecnemu zarządowi placówki to wisiało, dyndało i powiewało jak liście na wietrze (te które jeszcze utrzymywały się na jesiennej szarudze). Dopóki ktoś się nie zabił mogliśmy robić praktycznie co nam się żywnie podoba. Gdy dochodziło do samobójstwa przez tydzień góra dwa była ostra dyscyplina a potem znowu mieli nas w dalekim poważaniu (jak widać powstrzymuję się nawet od przekleństw). Mnie dodatkowo traktowano ulgowo za sprawą czerwonej startej opaski na lewym nadgarstku, która oznaczała mniej więcej : "zaczepiasz na własne ryzyko ". Mi taka reputacja pasowała. Większość się mnie bała, nie odzywali się do mnie, nie zaczepiali. Samotność była moją jedyną i najlepszą przyjaciółką. Bądźmy szczerzy - trudno o dobre towarzystwo w psychiatryku. Nie mówiąc już o kimś równie inteligentnym jak ja. Może część przyjeżdżając tu była geniuszami ale po kilku miesiącach kuracji zamieniali się w warzywka z nieobecnym wzrokiem i ślinką cieknącą z ust. Nie mam tu za wesoło.
Znowu rozległo się wezwanie na obchód. Przewróciłam oczami. Spojrzałam na swoje odbicie w szybie. Na burze ciemnych długich loków, bladą cerę i jasnobłękitne oczy otoczone aureolą gęstych rzęs. Założyłam wolną prawą ręką wredny i zbuntowany kosmyk za ucho gdzie jego miejsce. Zgasiłam papierosa, którego paliłam przez okno i wyślizgnęłam się z jednej z moich skrytek - sali chemicznej. Przestali jej używać kiedy jeden chłopak nałykał się jakiś substancji. Niestety nie był pilnym uczniem i wziął za mało. Przez trzy tygodnie męczył się na szpitalnym łóżku aż w końcu jego przyjaciel się nad nim zlitował i udusił go poduszką. Dzięki dobremu znajomemu dostałam klucz do sali i mogłam z niej korzystać do woli. Podgłośniłam muzykę w słuchawkach, zostało mi jeszcze sześć minut Controlling Crowds. Weszłam po schodach na drugie piętro gdzie był mój pokój. Ostatnie kilka nocy musiałam spać w izolatce ponieważ moja współlokatorka wyskoczyła z okna więc musieli zamontować kraty by uniemożliwić nam takie rozrywki. Rzuciłam się na łóżko przykryte śnieżnobiałą jak zawsze pościelą. Spojrzałam w sufit. Nuda - to jedyne słowo jakie kołatało się w wewnątrz mojego mózgu a raczej tego co z niego zostało.
Pokój przez dziesięć lat wcale się nie zmienił. Te same śnieżnobiałe ściany, ta sama drewniana zmaltretowana przez życie podłoga . Po przeciwległych końcach pomieszczenia stały dwa identyczne łóżka z metalowymi ramami. Różniły się tylko tym, że na jednym leżała zmechacona, biała pościel i równie zmechacona siedemnastolatka a drugie było puste. Były to jedyne meble w pokoju nie licząc po jednej półce nad łóżkiem i wnęki/szafy na ubrania. Wszystko ograniczone do minimum. Tak jak w każdym z pokoi w ATM.
Po chwili usłyszałam skrzypnięcie drzwi i do pokoju weszła Gladiss, jedna z dyżurnych opiekunek.
- Jane? - zapytała jakby chciała sprawdzić czy to co leży na materacu to zwłoki czy jeszcze żywa istota.
W odpowiedzi wydałam niezrozumiały jęk, ale to usatysfakcjonowało opiekunkę która wyszła zostawiając otwarte drzwi, ponieważ zamknięcie ich było najwyraźniej strasznie trudne. Rozważyłam próbę wstania i ich zamknięcia z hukiem jak zawsze gdy ktoś zostawił je na oścież, ale zgodnie z moim dobrze wyuczonym planem dnia zaraz wpadnie Jade. I nie myliłam się.
Po kilku minutach do mojego pokoju wparowała Thirwall trajkocząc jak najęta. Jak zawsze nie zwróciłam uwagi na jej przybycie. Nie wiem właściwie dlaczego ciągle do mnie przychodzi. Wątpię by chodziło o brak możności komunikacji z innymi - była aż nad kontaktowa. Poza tym była jedną z tych bardziej normalnych jeżeli w takim miejscu istnieje termin "norma". Miała zespół lęku pourazowego po tym jak gwałcił ją ojciec i ADHD, choć uważam że to drugie to wymysł lekarzy. Dziewczyna miała po prostu mnóstwo energii którą jakoś musiała zużyć a w naszej szkole było to wyjątkowo trudne. Nic dziwnego że na jej nadgarstku połyskiwała zielona opaska. Była z tych nielicznych prawie całkowicie nieszkodliwych jednostek w szkole.
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zapytała w końcu przerywając swój potok słów.
Naturalnie że jej słuchałam, przelotnie ale słuchałam. Dzięki Jade nie musiałam opuszczać tych czterech ścian by wiedzieć dokładnie co się dzieje. Była tak mała, że kiedy się nudziła wchodziła do szybów wentylacyjnych i podsłuchiwała kogo się dało. Dowiedziałam się, że ma przyjechać nowa "pomarańczowa" - czyli stopień niżej ode mnie. Zaciekawiło mnie to bo pomarańczowych spotkałam nie wielu, nie mówiąc już o czerwonych. W ciągu dziesięciu lat natknęłam się tylko na jedną osobę mojej kategorii, lecz to była po prostu pomyłka w kartotece. 
- Wiesz miło było by gdybyś od czasu do czasu coś powiedziała. Nie chcę cię rozczarowywać ale na tym właśnie polega rozmowa - spojrzała na mnie zażenowana moim brakiem entuzjazmu i wigoru - że obie osoby coś mówią!
Również Jade jak i Gladiss musiała zadowolić się bliżej nieokreślonym jęko-rykiem za odpowiedź, bo na nic więcej nie miałam najzwyczajniej w świecie ochoty.
Dziewczyna jednak tak łatwo nie ustępowała. Siadła na wolnym łóżku i zaczęła mnie świdrować wzrokiem. Było to jedno z naszych ulubionych wspólnych zajęć. Taka walka na spojrzenia. Zasady były proste. Jeśli ona wygrywała zmuszałam się do rozmowy lub wspólnego spaceru. Jako że zdarzało się to niezwykle rzadko i laury w tej rywalizacji zgarniałam zwykle ja, przeważnie nasze potyczki kończyły się tym że Thirwall wybiegała zirytowana z pokoju a ja otrzymywałam święty spokój.
Dziś również było podobnie. Gdy Jade w końcu się poddała, wstała wyraźnie zbulwersowana i wymknęła się z pokoju.
- Ciota ! - krzyknęłam za nią z nadzieją że ktoś to usłyszy i zamknie drzwi.
Niestety nie doczekałam się tego. Wstałam bo za dziesięć minut miał być "podwieczorek" a chciałam jeszcze wstąpić do biblioteki. Wyszłam z pokoju i schodami zeszłam na parter i skręciłam w lewo w długi korytarz po którego obu stronach były wejścia do pokoi takich samych jak mój. Tak jak przewidziałam zdążyłam wypożyczyć po raz enty "Studium w szkarłacie" i poszłam do stołówki gdzie wydawano leki. Wszyscy nazywaliśmy to podwieczorkiem pewnie ze względu na porę dnia o której miało to miejsce. Stanęłam na końcu kolejki i czekając aż otrzymam swój plastikowy kubeczek z tabletkami wyglądałam przez okno. 
Rozległo się chrząkniecie i zorientowałam się że nadeszła moja kolej. Posłusznie wzięłam przechyliłam swój kubeczek i tak jak zawsze umieściłam tabletki pod językiem. Następnie na polecenie pielęgniarki otworzyłam usta by ta mogła zobaczyć czy połknęłam leki. Gdy nic nie zauważyła, pochwaliła mnie co w moich uszach brzmiało jakby mówiła do małego upośledzonego szczeniaka a nie do siedemnastoletniej dziewczyny i pozwoliła mi odejść. Zrobiłam to najszybciej jak mogłam nie zwracając na siebie podejrzeń. Czułam jak tabletki zaczynają się rozpuszczać, bo usta wypełnił mi gorzki smak leków. Skręciłam na końcu korytarza i upewniwszy się że nikt mnie nie widzi, wyplułam to świństwo na otwartą dłoń. Wepchnęłam tabletki do kieszeni dresów i ruszyłam do swojego pokoju. Po wejściu do tak dobrze znanego mi pomieszczenia posegregowałam leki i ukryłam w skrytce pod klapą, a następnie ległam na łóżku.
Wzięłam z półki Ipod'a, nałożyłam słuchawki i po chwili mój umysł wypełniały już tylko kolejne piosenki z playlisty. Z pewnością zastanawiające jest to skąd dziewczyna bez rodziny ma tyle cennych rzeczy. Minęło trochę czasu za nim zorientowałam się ile korzyści płynie z handlu lekami. Potrzebowałam jednak kilku lat by nauczyć się wykorzystywać swoje ciało by dostawać co chcę. Okazało się to banalnie proste. Może gdybym nie byłam jedyną dziewczyną akceptującą swoją fizyczność, nie głodzącą się i lubiącą role dziwki. Nie wiem skąd się to ostatnie wzięło. Z pewnością znalazłoby się na to jakieś psychologiczne wyjaśnienie, ale była to ostatnia rzecz jakiej mi było potrzeba. Przewróciłam się na plecy.
Po dziesięciu minutach coś jednak zakłóciło mój spokój i nie była to żadna pielęgniarka czy nauczyciel albo nawet szczebiocząca Jade. Zaczynało się w żołądku. Dziwne ssanie wewnątrz brzucha, powoli wędrowało w górę przełyku. Poczułam swój przyspieszony puls. Drżenie mięśni. I to ostatnie. Rozpaloną skórę. Dobrze wiedziałam, że to nie była reakcja mojego układu immunologicznego na drobnoustroje chorobowe. To był inny rodzaj gorączki. I wiedziałam że jeśli coś z tym nie zrobię ona spali mnie żywcem.
Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Włożyłam odtwarzacz muzyki do kieszeni i ruszyłam korytarzami. Dobrze wiedziałam gdzie idę. Nie zatrzymałam się przy damskich łazienkach mimo że kilka minut temu padł komunikat że za pół godziny cisza nocna. Nie obchodziło mnie to. Byłam głodna i ruszyłam na łowy. Teraz liczyła się tylko zwierzyna. Stanęłam przed linią na dywanie oddzielającymi skrzydło żeńskie od męskiego. Ruszyłam przed siebie mijając po bokach białe drzwi z wypisanymi numerkami pokoi oraz z imionami zakwaterowanych. Nie miało to jednak dla mnie większego znaczenia. Nigdy nie miało. Na nikim mi nie zależało. Dla mnie nie mieli imion. Weszłam do losowego pokoju zamykając za sobą drzwi.
Światło było zgaszone i jedynie wąski strumień spod drzwi oświetlał wnętrze. Wystarczyło to jednak abym zauważyła że w pokoju jest tylko jedna osoba oprócz mnie. Drugi współlokator musiał najwyraźniej pójść się myć co wywnioskowałam z nienaruszonej pościeli na wolnym łóżku i zabranej piżamy, która na każdym posłaniu musi leżeć na pościeli. Teraz oba łóżka były już puste. Chłopak wstał ze swojego i podszedł do mnie. W nikłym świetle widziałam że się uśmiecha. Znaczyło to że wiedział dlaczego tu jestem, nie były to moje pierwsze odwiedziny w jego pokoju. Czułam jak żar palący moją skórę osiąga poziom krytyczny. Jak głód odbiera mi zmysły. Zmusiłam się do uwodzicielskiego uśmiechu kiedy rozpiął jeansy.
Myślę, że to co było dalej nie muszę opisywać. Nie było to nic nadzwyczajnego mimo jego krzyków, że jestem najlepsza. Zawsze tak krzyczeli. Nawet gdy był to tak bardzo zwykły i nudny seks jak ten. Jednak mi to wystarczyło. Założyłam ubranie i zostawiając dyszącego chłopaka na łóżku wymknęłam się z pokoju. W drzwiach minęłam się z jego współlokatorem, który rzeczywiście wracał spod prysznica. Miał mokre włosy i chował coś za plecami.Korzystając z jego dezorientacje przejechałam pieszczotliwie dłonią po jego torsie, stanęłam na palcach i pocałowałam go. Zbiło go to z tropu na tyle że zdążyłam wyrwać mu z rąk flaszkę, którą ukrywał za sobą. Zacisnęłam mocną dłonie na butelce i pobiegłam przed siebie.
- Dziwka ! - krzyknął za mną. Wolną ręką pokazałam mu środkowy palec. Nie przejmowałam się  tym co mówią o mnie inni. Tyle, że tu wszyscy byliśmy tacy sami. Nie było różnicy pomiędzy mną zaliczająca wszystkich facetów (i nie tylko) w szkole a tymi co dają sobie w żyłę czy się tną. Wszyscy w ATM jesteśmy zwykłymi szmatami a to jak się zeszmacamy to prywatna sprawa każdego z nas.
Zwolniłam biegu i ruszyłam równym krokiem boso po posadzce. Ale nie szłam do siebie. Nie mogłam. Było tylko jedne miejsce gdzie mogłam walczyć ze swoją przewlekłą bezsennością na którą nie pomagały żadne prochy. Sama długo szukałam lekarstwa na własną rękę bo gdy udało mi się wyjść z otępienia jakie mi zafundowali po przybyciu do ATM postanowiłam że żadna tabletka jaką mi dadzą nie przejdzie mi przez gardło. Ciężko było mi bez możliwości ucieczki w świat sennych marzeń. Noce spędzane na gapieniu się w sufit, czy malowaniu po ścianach nie ułatwiały mi walki z samą sobą i moją wewnętrzną dziwką. Choć bez tego nigdy nie znalazłabym lekarstwa.
To było takiego samego wieczora jak dziś. Też szukałam kogoś do zaliczenia. Też weszłam do Jego pokoju. Tylko że On nie chciał. Nigdy żaden mi nie odmówił oprócz Niego. Nigdy w życiu nie byłam tak skołowana. Wiedziałam że muszę iść, bo On mnie nie zaspokoi ale nie chciałam. Zostałam z Nim, bo mnie poprosił. Poprosił żebym się koło niego położyłam. Jakbyśmy byli równi. I pierwszy raz spędziłam noc w Jego ramionach. Zrozumiał mnie. Pierwszy raz od wielu dni spałam. I śniłam. Nie zrozumiałam tego nigdy.
Gdy teraz weszłam do jego pokoju i wsunęłam się do jego łóżka gdzie otoczył mnie ramieniem nadal zadawałam sobie to samo pytanie. Dlaczego On? Zawsze do niego przychodziłam, kiedy już nic nie pomagało w ucieczce. Ani narkotyki, ani alkohol nie uwalniały mnie tak jak On. Kiedy zaczął nucić i głaskać mnie po włosach poczułam jak obejmują mnie ramiona Morfeusza. Na chwilę przed tym jak odpłynęłam w sen zrozumiałam dlaczego On. Tylko On widział jak płaczę. Tamtej nocy, gdy pierwszy raz spojrzałam w jego oczy moje własne były pełne łez. Pierwszy raz w moim życiu nie wiedziałam co się działo z moim ciałem. A On podszedł i starł mi je z policzka, założył włosy za ucho i powiedział : To będzie nasz sekret.
Mocnej wtuliłam się jego ramię i pozwoliłam sobie odpłynąć w świat sennych marzeń kołysana Jego głosem.
Nie dane było mi jednak długo ukrywać się za zasłoną snu i jak zwykle obudził mnie pierwszy promień słońca, który prześlizgnąwszy się pomiędzy roletami w oknie łaskotał mój policzek przyjemnym ciepłem.
Uwielbiałam ten moment. Kiedy budziłam się otulona Jego ramieniem. Mogłam się wpatrywać godzinami w jego śpiącą twarz leżąc na jego unoszącym się i opadającym torsie. Wpatrywałam się w każdy detal jego twarzy jakbym miała widzieć go po raz ostatni, jakby od tego co zapamiętam miało zależeć moje życie. Studiowałam kształt jego podbródka, ust. Mój wzrok przesuwał się po Jego wyraźnie zaznaczonych kościach policzkowych - wydawały się tak ostre, że z pewnością wymierzając Mu siarczysty policzek nie obyłoby się bez pokaleczenia sobie rąk. Ostatecznie kończyłam na jego złotych włosach przypominających mi lwią grzywę, której tak bardzo pragnęłam dotknąć, ale bałam się co by się stało gdybym przypadkiem obudziłam lwa. Pozwalałam sobie jedynie na obrysowywanie opuszkami palców tatuaży na jego skórze. A było to dość absorbujące zajęcie ze względu na ich ilość.
Przestałam kreślić łuk na Jego przedramieniu i spojrzałam Mu w oczy. Jego złoto-błękitne oczy. On też na mnie patrzył. Natychmiast zamarłam z dłonią nad Jego skórą. Byłam przerażona, że mogłam Go obudzić.
- Nie obudziłaś mnie - powiedział jakby czytał mi w myślach. Było to bardzo prawdopodobne i z każdą chwilą z Nim spędzoną tylko utwierdzałam się w tym przekonaniu. Lubiłam myśleć że trafił do ATM właśnie z tego powodu.
- To dobrze - odpowiedziałam posyłając mu uśmiech. Ten specjalny zarezerwowany tylko dla Niego uśmiech. Odwzajemnił go. - Wyspałeś się ?
- Jak zawsze. A ty ?
- Chyba tak.
Uwielbiałam z Nim spędzać czas między innymi dlatego, że w przeciwieństwie do innych, Jemu moje ograniczone i często lakoniczne odpowiedzi wydawały się wystarczać.
Wysunęłam się z Jego ramion i ruszyłam do drzwi. Zawahałam się w progu.
- Zobacz co przemyciła ta ciota z 134 - powiedziałam rzucając mu flaszkę, którą zdobyłam w nocy. Uśmiechnął się a ja nacisnęłam klamkę.- Wrócę - powiedziałam bardziej jakbym pytała o pozwolenie.
Bo rzeczywiście tak było. Nie mogłam przywyknąć do tego, że przychodziłam do Niego i mnie nie wyganiał. Czekałam, aż któregoś razu da mi w twarz albo przywiąże do łóżka i zerżnie - nie był by pierwszym i z pewnością nie ostatnim, który by mi to zrobił. Byłam przecież tylko zwariowaną kurwą.
Starając się nie myśleć o tym poszłam do męskich łazienek na końcu korytarzu. Jak zwykle o piątej rano nie było w niej żywego ducha. Ściągnęłam z siebie ubrania i spojrzałam w lustro nad umywalkami. Przeczesałam włosy.
Wyglądałam naprawdę dobrze. Większość siniaków na żebrach już się wchłonęła. Odwróciłam się tyłem.
- Kurwa. - burknęłam na widok czterech długich zadrapań na łopatce. Musiał mi je wczoraj zrobić ten chłopak jak się z nim pierdoliłam.
Sprawdziłam czy nie mam więcej zadrapań i odetchnęłam z ulgą bo nie znalazłam ani jednego. Weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę. Użyczyłam sobie jednego z szamponów, który stał na śliskiej od mydła półce. Nie przeszkadzały mi męskie perfumy, które były w żelu. Bardziej mi się podobały niż przesłodzone kosmetyki dziewczyn ze szkoły. Nie mogłam się jednak nacieszyć w pełni nawet czymś tak przyziemnym jak prysznic - ktoś wszedł do łazienki.
Kto, kurwa normalny wchodzi idzie się kąpać o godzinie piątej nad ranem ?! Ah, no tak - na śmierć zapomniałam - to ATM, tu nie ma normalnych.
Zakręciłam wodę i wyszłam zobaczyć kto nie może spać. Odsunęłam zasłonę i stanęłam oko w oko z ostatnią osobą, której mogłabym się spodziewać. Moje zaskoczenie było jednak niczym w porównaniu do przerażenia na twarzy mojego niespodziewanego gościa.
- Brooks ! - wyrwało mi się. - Co ty do cholery tu robisz ?!
Nie odpowiedział. Stał jak wryty i gapił się na mnie.
- Nigdy nie widziałeś gołej dziewczyny ?! - znowu cisza. - Kurwa! Co za dom wariatów !
Wybiegłam z łazienki po drodze wyrywając ręcznik Brooks'owi, który stał dalej jak słup soli. Obwiązałam się nim i pognałam pustymi korytarzami do swojego pokoju. Woda z mokrych włosów spływała mi po plecach. Wpadłam do pokoju i otworzyłam szafę. Chwilę w niej grzebałam aż w końcu znalazłam to czego szukałam. Założyłam czarny koronkowy stanik i figi do kompletu. Wciągnęłam czarne dresy i obcisły biały wydekoltowany top. Wsunęłam stopy w air-maxy. Zrobiłam sobie kreski na powiekach i przejechałam usta krwisto-czerwoną szminką. Lubił mnie taką. Kucnęłam przy łóżku i wyciągnęłam ze swoje skrytki paczkę prezerwatyw. Upchnęłam je wraz zapalniczką i papierosami w biustonoszu. Użyłam swoich ulubionych jaśminowych perfum, odrzuciłam mokre włosy do tyłu i wyszłam z pokoju.
Już dziś miała przyjechać ta pomarańczowa. Zapewne będzie zadawać miliardy pytań - jak każdy kto tu przybywa. Z tego co dowiedziałyśmy się z Jade, podsłuchując rozmowy Adelaide w recepcji nowa miała przyjechać koło czwartej po południu. To dużo czasu. Zdążę się uspokoić w pracowni chemicznej. Uspokoić się - tylko po czym? Czym się denerwowałam? Tym, że Luke widział moje cycki? Nie pierwszy raz. Nową współlokatorką? Czemu miałabym się nią przejmować? Wiele dziewczyn przewinęło się przez mój pokój. Przychodziły i odchodziły. Więc czemu wypaliłam już pół paczki papierosów? Czemu? Czułam, że tym razem będzie inaczej.
- Jest i moja pilna uczennica - usłyszałam jego głęboki pomruk przy uchu. Poczułam jak pod jego wpływem nogi zamieniają mi się w watę. Objął mnie tali, przyciągając do siebie. Upuściłam papierosa. Poczułam jak krew zaczyna we mnie wrzeć.
- Panie profesorze, chyba nie do końca zrozumiałam ostatnią lekcję - wyszeptałam, gdy zdjął moją bluzkę.- Chemia jest dla mnie taka niejasna!
- Chyba będziemy musieli zacząć wszystko od początku – wymruczał mi do ucha, pieszcząc moje ciało dłońmi.
- Krok po kroku – szepnęłam rozpinając guziki jego koszuli.- Całe szczęście jest pan moim ulubionym nauczycielem…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Także ten. Ja jestem do współautorką z zadupia. Chwilowo jestem w mieście więc wrzucam rozdział. Z góry przepraszam jeśli są błędy, sprawdzałam rozdział milion razy bo nic innego nie mogłam robić z braku internetu, zasięgu czy cywilizacji. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba i że warto było na niego czekać.
Dziękujemy za komentarze! :)
Sociopathiq

7 komentarzy:

Prosimy o komentarz. Tak niewiele, tak krótko to zajmuje a nas inspiruje do dalszego pisania xx