czwartek, 10 lipca 2014
środa, 2 lipca 2014
Prolog
Może i po części byłam masochistką i lubiłam zadawać sobie ból, ale bez przesady. Żeby robić ze mnie totalną psycholkę i zamykać mnie w "specjalnej szkole". Tak, jestem delikatna w środku, a wokół siebie robię zamieszanie i mur, aby nikt mnie nie zranił. Ale to nie jest kolejny powód. Jasne, miałam do czynienia z większą częścią zła tego świata, ale jakoś żyję. Może i jakieś "przyzwyczajenia" mi zostały ale... dobra. Tu nie mam kontrargumentu.
Hej. Nazywam się Roxanne Malone i żyłam w Akademii Trudnej Młodzieży. W skrócie ATM. Trafiali tam ludzie, którzy nie potrafili sobie poradzić z wszystkim co ich otacza. Moi rodzice, którzy martwili się o mnie i cytując "Dla mojego dobra" umieścili mnie w tej szkole. Głównie skłoniło ich do tego moje zachowanie, nawyki takie jak anoreksja, bulimia, biopolarność, depresja, autoagresja, nadużywanie alkoholu, narkotyków, chociaż szczerze trochę przesadzali. Nie piłam aż tak dużo, a dragi... Może raz czy dwa, ale to nie jest od razu nadużywanie.
Z większości z tych... objawów wyszłam. Nie głodzę się, nie wymuszam wymiotów, czasem zmienia mi się nastrój, ale nie tak diametralnie, na depresję brałam leki, nie cięłam się (wtedy) od 38 dni i nie piłam jeszcze dłużej.
Ale uparli się. Nie było odwrotu. Czułam, że spotkam tu "swoich". Ludzi o podobnych problemach, zaburzeniach i może poznam kogoś z kim będę mogła się zaprzyjaźnić. Od razu oczywiście postawiłam wokół siebie mur, odrzucając te myśli. Jednak był on niepotrzebny. Oni czuli to co ja. Byliśmy tacy sami, a zarazem każdy z nas był inny.
Ta szkoła nie była normalna. Moi rodzice byli pewni, że kadra nauczycielska będzie po prostu sprawdzać nas czy się nie tniemy, nie pijemy, ćpamy czy cokolwiek innego. Jednak tam było jak... w psychiatryku. Musieliśmy brać leki, za nieposłuszeństwo potrafili posadzić nastolatka nawet na krześle elektrycznym. Zamiast nazywać to Akademią Trudnej Młodzieży instytucja powinna nosić nazwę Szpital Psychiatryczny Dla Delikatnych Ludzi albo coś podobnego. A nie, w koło wszyscy robią z nas psycholi. To wszystko było winą naszej wewnętrznej delikatności. Tego, że nie potrafiliśmy poradzić sobie z niektórymi rzeczami. A to, że wielu z nas miało częste kontakty z żyletkami to o niczym nie świadczyło. Żadne z nas nie chciało odebrać sobie życia.
Dlaczego wszystko jest w czasie przeszłym? Dowiesz się czytając moją historię. Historię małej grupy rabeliantów.
Hej. Nazywam się Roxanne Malone i żyłam w Akademii Trudnej Młodzieży. W skrócie ATM. Trafiali tam ludzie, którzy nie potrafili sobie poradzić z wszystkim co ich otacza. Moi rodzice, którzy martwili się o mnie i cytując "Dla mojego dobra" umieścili mnie w tej szkole. Głównie skłoniło ich do tego moje zachowanie, nawyki takie jak anoreksja, bulimia, biopolarność, depresja, autoagresja, nadużywanie alkoholu, narkotyków, chociaż szczerze trochę przesadzali. Nie piłam aż tak dużo, a dragi... Może raz czy dwa, ale to nie jest od razu nadużywanie.
Z większości z tych... objawów wyszłam. Nie głodzę się, nie wymuszam wymiotów, czasem zmienia mi się nastrój, ale nie tak diametralnie, na depresję brałam leki, nie cięłam się (wtedy) od 38 dni i nie piłam jeszcze dłużej.
Ale uparli się. Nie było odwrotu. Czułam, że spotkam tu "swoich". Ludzi o podobnych problemach, zaburzeniach i może poznam kogoś z kim będę mogła się zaprzyjaźnić. Od razu oczywiście postawiłam wokół siebie mur, odrzucając te myśli. Jednak był on niepotrzebny. Oni czuli to co ja. Byliśmy tacy sami, a zarazem każdy z nas był inny.
Ta szkoła nie była normalna. Moi rodzice byli pewni, że kadra nauczycielska będzie po prostu sprawdzać nas czy się nie tniemy, nie pijemy, ćpamy czy cokolwiek innego. Jednak tam było jak... w psychiatryku. Musieliśmy brać leki, za nieposłuszeństwo potrafili posadzić nastolatka nawet na krześle elektrycznym. Zamiast nazywać to Akademią Trudnej Młodzieży instytucja powinna nosić nazwę Szpital Psychiatryczny Dla Delikatnych Ludzi albo coś podobnego. A nie, w koło wszyscy robią z nas psycholi. To wszystko było winą naszej wewnętrznej delikatności. Tego, że nie potrafiliśmy poradzić sobie z niektórymi rzeczami. A to, że wielu z nas miało częste kontakty z żyletkami to o niczym nie świadczyło. Żadne z nas nie chciało odebrać sobie życia.
Dlaczego wszystko jest w czasie przeszłym? Dowiesz się czytając moją historię. Historię małej grupy rabeliantów.
~*~
W ATM mieszkałam od 10 lat. Nie jestem popularna, a wręcz przeciwnie, ale cóż. Pogodziłam się z tym. Życie tutaj wiele mnie nauczyło. Każdy, kto słyszy nazwisko Cardwish wie, że lepiej ze mną nie zadzierać. Jestem najbardziej obyta z tym miejscem i znam jego najmroczniejsze zakamarki.
Kiedyś pewien mądry człowiek powiedział mi, że nie boimy się śmierci. Boimy się tego co będzie potem, a właściwie tego, że nic się nie stanie, że nikt nie zauważy naszego zniknięcia. Bo nic dla nikogo nie znaczymy.
Czy ja się boję? Dawno temu pogodziłam się z tym, że dla nikogo nie jestem kimś wartościowym. Śmierci się nie obawiam, z resztą nie jest mi do niej śpieszno. Lubię o niej myśleć, ale jeszcze nie nadszedł mój czas. Byłoby wygodnie dla wielu, gdyby puszczalska socjopatka skończyłaby ze sobą. A ja nie mam zamiaru niczego nikomu ułatwiać. Mi przyjemnie nie było, więc dlaczego mam sobie odpuścić sobie taką przyjemność, by zajść za skórę innym.
Jedną z wad przebywania w tym miejscu jest to, że z czasem zaczynasz tracić zdolność rozróżniania tego co widzisz, od twoich własnych urojeń. Niektórzy nie wytrzymują. Zatracają się w własnym święcie do momentu, gdy targnął się na swoje życie . Nie potrafię ich zrozumieć. Jak można być tak słabym by odpuścić? Fakt, ja już też przez dziesięć lat zdążyłam się pogubić w tym wszystkim, w tym co mi wmówili lekarze o mojej psychice, a co z nią naprawdę jest nie tak.
Dziesięć lat? Dziwnie trochę posyłać siedmiolatkę do szkoły dla młodzieży z zaburzeniami psychicznymi, ale zdecydowanie łatwiejsze niż wychowywanie dziewczynki, która zadaje dziwne pytania i postrzega świat inaczej niż rówieśniczki. Nie mogę powiedzieć, co przesądziło na mój ostateczny wyrok. Nie pamiętam nawet rodziców, poprzedniego domu. Najprawdopodobniej jest to spowodowane lekami, które miały mnie uspokoić. Skutek był taki, że przez trzy lata byłam tak otumaniona antydepresantami, że pamiętam tylko urywki. Z czasem powracają wspomnienia, ale zawsze niepełne i niewyraźne. Nie przejmuję się tym. Może to nawet lepiej, że nie pamiętam ludzi którzy mnie tu wsadzili.
Kiedy pewnego dnia wsadzili mi tę Roxy do pokoju nie sądziłam, że cokolwiek się zmieni. Nikt z nas nie wiedział jak wiele zmian nasz czeka. Jak bardzo się wszyscy zżyjemy. Niektórzy nawet za bardzo. Żadne z nas nie domyślało się, że to tej walniętej szkoły można wrócić, a jednak ktoś podołał.
~~*~~
Poprosiłybyśmy, aby każda osoba, która przeczyta prolog zostawiła komentarz. Jest to dla nas ważne. Chciałybyśmy wiedzieć, czy ktoś będzie czytał ten fanfic. Zwiastun ukaże się 5/6 lipca.
Kiedyś pewien mądry człowiek powiedział mi, że nie boimy się śmierci. Boimy się tego co będzie potem, a właściwie tego, że nic się nie stanie, że nikt nie zauważy naszego zniknięcia. Bo nic dla nikogo nie znaczymy.
Czy ja się boję? Dawno temu pogodziłam się z tym, że dla nikogo nie jestem kimś wartościowym. Śmierci się nie obawiam, z resztą nie jest mi do niej śpieszno. Lubię o niej myśleć, ale jeszcze nie nadszedł mój czas. Byłoby wygodnie dla wielu, gdyby puszczalska socjopatka skończyłaby ze sobą. A ja nie mam zamiaru niczego nikomu ułatwiać. Mi przyjemnie nie było, więc dlaczego mam sobie odpuścić sobie taką przyjemność, by zajść za skórę innym.
Jedną z wad przebywania w tym miejscu jest to, że z czasem zaczynasz tracić zdolność rozróżniania tego co widzisz, od twoich własnych urojeń. Niektórzy nie wytrzymują. Zatracają się w własnym święcie do momentu, gdy targnął się na swoje życie . Nie potrafię ich zrozumieć. Jak można być tak słabym by odpuścić? Fakt, ja już też przez dziesięć lat zdążyłam się pogubić w tym wszystkim, w tym co mi wmówili lekarze o mojej psychice, a co z nią naprawdę jest nie tak.
Dziesięć lat? Dziwnie trochę posyłać siedmiolatkę do szkoły dla młodzieży z zaburzeniami psychicznymi, ale zdecydowanie łatwiejsze niż wychowywanie dziewczynki, która zadaje dziwne pytania i postrzega świat inaczej niż rówieśniczki. Nie mogę powiedzieć, co przesądziło na mój ostateczny wyrok. Nie pamiętam nawet rodziców, poprzedniego domu. Najprawdopodobniej jest to spowodowane lekami, które miały mnie uspokoić. Skutek był taki, że przez trzy lata byłam tak otumaniona antydepresantami, że pamiętam tylko urywki. Z czasem powracają wspomnienia, ale zawsze niepełne i niewyraźne. Nie przejmuję się tym. Może to nawet lepiej, że nie pamiętam ludzi którzy mnie tu wsadzili.
Kiedy pewnego dnia wsadzili mi tę Roxy do pokoju nie sądziłam, że cokolwiek się zmieni. Nikt z nas nie wiedział jak wiele zmian nasz czeka. Jak bardzo się wszyscy zżyjemy. Niektórzy nawet za bardzo. Żadne z nas nie domyślało się, że to tej walniętej szkoły można wrócić, a jednak ktoś podołał.
~~*~~
Poprosiłybyśmy, aby każda osoba, która przeczyta prolog zostawiła komentarz. Jest to dla nas ważne. Chciałybyśmy wiedzieć, czy ktoś będzie czytał ten fanfic. Zwiastun ukaże się 5/6 lipca.
Subskrybuj:
Posty (Atom)